niedziela, 22 maja 2011

Propaganda podręcznikowa

W toku hucznych obchodów 90 rocznicy wybuchu Wojny Domowej na Śląsku, proponujemy rzut oka na zawartość podręczników do historii. Ciekawią nas oczywiście relacje, opisy tamtego wydarzenia.

Analizę tego zagadnienia podjął dr Maciej Fic, historyk z katowickiego WNS w artykule „Obraz Powstań Śląskich i plebiscytu we współczesnych podręcznikach do nauczania historii”, który zamieszczony został w kwartalniku pedagogiczno-społecznym Dialog Edukacyjny, wydawanym przez WOM Rybnik, nr 4 2010.
Już na początku, stwierdza autor, że obraz i ocena tych wydarzeń w edukacji odbiega od tego, co na ich temat wiadomo. Oprócz uproszczeń pojawiają się także niedopowiedzenia. Już w podstawówce spotyka się określenia wartościujące, takie jak: „I i II powstanie śląskie było odpowiedzią na terror siany wśród Polaków przez niemieckie bojówki”, „wyniki plebiscytu były dla Polski niekorzystne, ponieważ Niemcy dowieźli swoich obywateli urodzonych, ale nie mieszkających na Śląsku”. W gimnazjum uszczegółowia się fakty, nadal także stosuje się chwyty typu: „Wojsko polskie było owacyjnie witane w Katowicach”. W liceum, obok kolejnych danych szczegółowych pojawia się np. passus: „ziemia [Śląsk] utraciła kontakt z państwem jeszcze w średniowieczu” (!). Na dziób Adlera aż ciśnie się wypowiedź detektywa Rutkowskiego z okresu jego świetności: „Tak, ja z moim zespołem odnieśliśmy sukces: po 18 latach skradzione w Niemczech auto wróciło do właściciela”

Autor zwraca słusznie uwagę na taki na przykład uproszczenia: posługująca się językiem polskim czy jego regionalnym narzeczem ludność jest uznawana de facto za Polaków, choć nie deklarują się sami jako Polacy. W oczach autorów podręczników Wojciech Korfanty jest kreowany na przywódcę, dyktatora powstania na wzór Traugutta, a samo powstanie to kalka zrywu uciskanych narodowo Polaków przeciwko mocarstwu – wypisz wymaluj Powstanie Styczniowe. Tymczasem Korfanty znacznie częściej hamował wybuch kolejnych walk.

Faworyzowany jest „polski” wymiar postrzegania przeszłości – jak zauważa Fic – brak chociażby wzmianki o znacznym poparciu opcji niemieckiej wśród mieszkańców Śląska. Kolejnym „przeoczeniem” czy też nieścisłością jest szerzenie mitu na temat emigrantów i ich udziale w plebiscycie. Przemilcza się fakt, że rozwiązanie pozwalające na dopuszczenie takich osób do głosowania było polskim pomysłem na konferencji paryskiej. Oprócz tego, wobec twardych danych, faktem pozostaje brak realnego wpływu głosów emigranckich na wynik plebiscytu. Udział emigrantów niemieckich jest dość jednoznacznie odsądzany od czci i wiary jako oszustwo czy kombinowanie, manipulacja wynikiem. Autor zauważa, że dziś – głosowanie przez Polonię jest uznawane i hołubione w mass-mediach. A co powiedzieć o klasycznym już przeciwstawieniu: polski – Powstaniec, niemiecki – bojówkarz? Stygmatyzacja i czarno-biały podział jest aż nadto widoczny. Słowem: propaganda rozwija się na całego. Oczywiście ani słowa o ludności labilnej, tzw. tutejszych. Standard: Tubylców uważa się gatunek podporządkowany, pozostający bez ambicji, poza poważną debatą.

Silesian-Adler jest zdania, że w tej kwestii, podręczniki polskie niewiele różnią się od tych z okresu PRL-u. Bez radykalnej zmiany w sposobie ukazywania tak kluczowych kwestii strona Polska naraża się na głęboką nieufność ze strony Ślązaków. Czyżby potrzebna była powtórka z historii „mówionej cicho” o Katyniu czy GUŁAGU?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz