sobota, 14 maja 2011

Papież katolicki, a nie polski

Społeczeństwo na określonym poziomie, raczej: wieku rozwoju zwykle w uporządkowany sposób realizuje swoje potrzeby duchowe. W Europie, najczęściej, dzieje się to poprzez uczestnictwo członków w organizacjach kościelnych. Mniej lub bardziej formalnie. Pomijając rolę, jaką te organizacje mają w kształtowaniu społeczeństwa, bywają także solidnym podzielnikiem, według którego sortuje się narody. Oczywiście, jest to niesłuszna metoda. Wiele w niej nieścisłości, wyjątków. Tym niemniej jest używana, by określić kolejną właściwość narodową. Stąd: Polak to katolik, Rosjanin – prawosławny etc. W gruncie rzeczy, może się wydawać, że to nieszkodliwe przyporządkowanie. Warto jednak przyjrzeć się konsekwencjom na terenach, które zamieszkiwane są przez kilka narodowości. Na Górnym Śląsku, gdzie żyły i żyją obok siebie trzy główne narodowości, kryterium religijne zwykle stosowało się tak: Polak – katolik, Niemiec (ogólnie) – ewangelik, Ślązak - ... no właśnie. Raczej katolik, ale nie brakowało także innych wyznań. Podział religijny przydał się w negowaniu odrębności narodowej. Dalej: Przyjmijmy, że Ślązacy w głównej mierze wyznają katolicyzm – stąd już tylko krok do uznania ich za Polaków, skoro są katolikami. Opcja polska w kościele śląskim miała zdecydowanie większą siłę przebicia. Na zasadzie rozróżnienia Polak – Niemiec. Polacy zawłaszczyli sobie kościół katolicki dla siebie czyniąc zeń kolejną przesłankę ku wynarodowieniu Ślązaków. Sprawy wyznaniowe zostały spętane jarzmem walki narodowościowej.
Moment krytyczny nastąpił z chwilą wyboru kardynała Karola Wojtyły na biskupa Rzymu. Wielkomocarstwowe ambicje religijne w Polakach ujawniły się wtedy ze zdwojoną siłą. Rozpoczęło się manifestowanie własnej religijności, jednak w swoistym połączeniu, zespoleniu z polskim patriotyzmem. Jan Paweł II dla wielu polskich katolików nie był jednym z kardynałów kościoła katolickiego – był przedstawicielem, reprezentantem Polski i Polaków. Wielu nie dostrzegało w nim najwyższej władzy kościelnej, ale lobbystę na rzecz miejsca Polski (nawet jako państwa) w świecie. Tymczasem, władza kościelna i państwowa nie idą ze sobą w parze. Wystarczy spojrzeć na ustawodawstwo, które w dziedzinach światopoglądowych mija się z poszczególnymi zaleceniami kościoła. Dość często obie sfery życia społecznego – publiczna i religijna stają do siebie w opozycji. Są to jednak mimo wszystkich powiązań odrębne sfery lojalności. „Bogu co boskie, cesarzowi – co cesarskie” – biblijna zasada realizuje się na co dzień. Jej zasadność w dzisiejszych czasach stała się obowiązującym obyczajem. Gorzej jednak, gdy pod lojalność religijną podpina się także narodową. Wtedy już nie ma możliwości odciąć jednej od drugiej. W sprytny sposób, klaruje się Ślązakom, że skoro są katolikami i chętnie słuchają Jana Pawła II, to są także Polakami. Łączy się ich z tradycyjna polską religijnością, jeszcze wmawia, że przecież „od zawsze” rzekomo modlili się po polsku.
Po pierwsze: dość długo w kościołach obowiązywała łacina, po drugie: modlitwa „wyuczona” to rytuał. Powtarza się pewne sformułowania w kolejności, przestrzegając intonacji, odlicza się słowa. Te modlitwy są sformalizowane i stanowią specyficzny „język”, który jest miły Bogu. Bóg chce go usłyszeć, a raczej chęcią wiernych jest powiedzieć go Bogu. Oczywiście w tym wypadku język nie ma najmniejszego znaczenia, mimo to należy pamiętać, że takie modlitwy były wymawiane w wielu śląskich domach także po niemiecku, nawet obok tych po polsku.
Po drugie – modlitwa to także osobisty kontakt z Bogiem – wtedy, gdy wierny przedstawia swoje prośby, niesie podziękowania czy dzieli się swoimi troskami życiowymi. Raczej trudno sobie wyobrazić, by w śląskich rodzinach, w których używa się śląskiego, w rozmowie z Bogiem przechodziło się na oficjalny, polski język państwowy.

Mistrzem obłudy w łączeniu katolicyzmu z polonizacją jest znany ecikowiec – Marek Szołtysek. Najpierw autor ów wymyślił sobie autorską „Biblię Ślązoka”, w której w niewybredny sposób obraża co wrażliwsze uczucia religijne. Pal licho – to jego sprawa, tym niemniej zaprzągł do tego rzekomo śląskie manifestacje, na co SA mówi – NEIN, Mein HERR! Według Szołtyska śląska „Paniynka Maryjo” to „frelka”. Więcej nie przytaczamy, niech to wystarczy za poziom tej marnej prowokacji.

Szołtysek reaguje też histerycznie na obecną dyskusję nt. spisu powszechnego i deklarowania narodowości śląskiej. Trzymając się tematu, przytaczamy, w jaki pokrętny sposób w felietonie dla „Polski” usiłuje Szołtysek pożenić Śląsk z kato-polonizmem:

„Otóż w dyskusyjnych emocjach kolega Rysiek-separatysta zapytał głośno: Co mi dała Polska? Co Śląskowi dała Polska? I oczywiście na tak krótko i emocjonalnie zadane pytanie trudno się dopowiada. Wówczas jednak kolega Jacek-polonista odpowiedział błyskotliwie i szczerze. Co nam dała Polska? – rzekł. A choćby papieża! Czy to mało?”

Oczywiście, na koniec tej wymyślonej „dyskusji” wszyscy nawet „separatyści” zgadzają się, że papież to wielki dar od Polski dla Śląska. Doprawdy trudno o gorszy przykład złej propagandy. Jan Paweł II zostaje oto wydelegowany przez Polaków, zostaje reprezentantem z białym orłem by nieść dumę narodową, głosić chwałę wielkiej Polski zamieszkanej przez różne „szczepy” Polaków. Ślązacy mogą się cieszyć, że ogrzać w świetle tej glorii im dano. Nawet pokorny separatysta się ugnie. My w Silesian Adler uważamy, że kardynała nie wydelegowała Polska, tylko otrzymał swój kapelusz od ponadpaństwowej organizacji kościelnej, sam swoim życiem zapracował na zaszczyty i przewodnictwo w kościele. Polska nie ma z tym NIC wspólnego. Papież jest „dany” każdemu katolikowi na całym globie, co skutecznie zresztą potwierdzał Jan Paweł II przez swe liczne pielgrzymki. Papież nie był tylko własnością Polaków, każdy Ślązak, jeśli był i jest katolikiem ma prawo do dziedzictwa bł. Jana Pawła II w tym samym stopniu co Polak!

A Szołtysek, może sobie grać uczuciami religijnymi – być może znajdzie posłuch u Tuska, Kaczora czy innej persony. Może utworzą dlań stanowisko koordynatora ds. polonizacji starej pruskiej dzielnicy.

PS. Z powodu awarii „bloggera” – platformy blogspot, niektóre Wasze komentarze zniknęły. SA nie miał na to wpływu. Szkoda, bo były wartościowe. W miarę możliwości proszę o uzupełnienie, a nade wszystko o wyrozumiałość!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz